Dust Blow

Dust Blow

Dust Blow powstał w 2001 roku. Jego protoplastą (albo otropedą) był zespółTeddy Sałatka (śledziowa z odrobiną chińskiej ciabatty), ale zanim to wszystko się stało cofnijmy się do roku 93 może 94 (lub 994). Wtedy my, chłopacy przechodzący mutacje, (co chyba dobrze zrobiło Załęsowi), różne zmazy nocne (Boro dopiero teraz) oraz okres buntowania, powiedzieliśmy znaczące „nie” ogólnemu chłamowi (wcześniej mówiliśmy stanowcze nie parówkowym skrytożercom) i od tej pory u nas jeszcze dyskomułów słuchających Ace of Base, Dr Albana a w porywach Queen i The Beatles nastąpił znaczący przełom, który odcisnął piętno na całym naszym życiu! Ten przełom to ogólnie pojęty grunge (czyt. grandż)! Fascynacja Nirvaną, Soungarden, Fasolkami i Rage Against The Machine przejawia się (oczywiście jak u każdego w tym czasie) całkowitą zmianą naszego image’u (i garbidżu)!

Przejdźmy do roku 2000 – Beny, Robson oraz Bluesman wraz z Taxim (znajomy, wtedy – 35 letni taksówkarz) wpadają na pomysł stworzenia zespołu Disco Polo, pomysł ten po kilku próbach oraz przerobieniu na disco polo numeru z filmu „Easy Rider” spalił na panewce (dla niewtajemniczonych – panewka to takie cuś), lecz powstał pomysł utworzenia zespołu punkowego!
Pomysł każdemu się spodobał, na perkusję znaleźliśmy Wojtka (który nie jest już głupim głąbem, bo oddał mi video Nirvany). Beny wpadł na pomysł poprosić Załęsa, który udzielał się wcześniej w takich zespołach jak Orient Express czy Defenders, o dołączenie do zespołu. Załęs o dziwo się zgodził i pierwsza próba odbyła się we wrześniu 1897 r. u Robsona w piwnicy (pełnej zimnioków, buroków i marchwiów). W ciągu kilku miesięcy powstało z 10 pank rokowych numerów, które nie grzeszyły poziomem (aczkolwiek nie wprawiło nas to w kompleksy). Wtedy zaczęło się psuć w zespole (bo jak wiadomo kura psuje się od rosołu), kłótnie Załęsa z Taxim, Taxiego z nami, ogólnie rzecz biorąc wszytkim przestało zależeć (więc wstali i wyszli).

W marcu 2001 roku zaczęły się (tajne) spotkania u Załęsa w których uczestniczył Beny i Robson, powstały wtedy takie numery jak I’ve Got You, Not A Thing, Small oraz Fly Away. Numery te tak bardzo się nam spodobały że Załęs postanowił poprosić swego kumpla Karlosa z SexGruppenFuhrera by zagrał na perkusji w zespole (argumentem który przesądził o przystąpieniu do grania z nami była obietnica szybkiej kariery, 3 milionów dolców i farmy na Karaibach). No i tak w kwietniu 2001 r. odbyły się pierwsze próby, które przeszły nasze najśmielsze oczekiwania (sąsiadów i babci Robsona również). W ciągu miesiąca mieliśmy gotowych z 10 kawałków (tym razem nie pank rokowych) i zapragnęliśmy zagrać koncert! Beny wpadł na zwariowany (ale heca!) pomysł że poprosi Blade Loki czy można by było zagrać przed nimi. Blade po przesłuchaniu naszej próby nagranej na kasecie w bardzo złej jakości, zgodziły się (czego pewnie do dzisiaj żałują :)). Powstał jednak problem, jak nazwać zespół… było kilka pomysłów które nikomu się nie podobały więc (więc napisaliśmy do Bravo) kilka dni przed konertem nasza koleżanka Polly podała nam kilka potencjalnych nazw, my wybraliśmy Dust Blow (nazwa ta po przemyśleniu okazała się niepoprawna gramatycznie (???) co oczywiście nam nie przeszkadza wręcz przeciwnie nie mamy nic naprzeciwko). 15 czerwca o godzinie 19.30 Dust Blow gra na scene w klubie Madness cali zestresowani, roztrzęsieni. Zagraliśmy około 40 minutowy koncert zaczęty naszą wersją „Purple Haze” Hendrixa, koncert był pełen fałszów, wtop ale i tak wspominamy go bardzo mile (osobiście nie wspominam, bo niewiele z niego pamiętam, ale Robson nie pije więc ma dobrą pamięć). Potem wszystko potoczyło się jak z płatka (Zenona), zagraliśmy wiele (tsy) koncertów w Exodusie, Madnessie, Samym Życiu (i na Wembley w Londynie). Jako że mieliśmy gotowych 14 piosenek powstał pomysł nagrania płyty (strzeżcie się niewierni!).

Na wiosnę 2002 roku niestety rozstaliśmy się z Benym (sprawa rozwodowa została rozwiązana polubownie – Beny mógł zatrzymać swój bas). Poszukaliśmy taniego studia (bardzo Was wszystkich za to przepraszamy!!!) do nagrania materiału, nazywało się toto – Studio im. Matki Owcy Wyśmienite Records (patrząc z perspektywy czasu, za wyśmienite to ono nie było) nagraliśmy tam (w ciągu dwóch miesięcy) materiał skłądający się z dwunastu kawałków, dziesięciu naszych oraz dwóch coverów.

Zagraliśmy koncert promujący płytę „In Rivers”. To był jeden z naszych najlepszych koncertów – wrzątek, brud, pot, pełno ludzi, świetne przyjęcie zespołu. Rozjechaliśmy się na wakacje (ja byłem u cioci i pomagałem doić krówki i sarenki) i po powrocie rozpoczęliśmy próby (nowych browarów). Powstało wtedy kilka nowych numerów (równie cudnych jak poprzednie). Przez zespół przewinęło się w tym czasie kilku basistów, między innymi Stupid Jack, Karaś oraz Pawko (nie wiem czemu napisał „między innymi” bo więcej ich już nie było). Karloz zniechęcony ciągłym dopłacaniem do interesu zrezygnował (później – zrozpaczony swą decyzją zapuścił brodę, wyjechał do Niu Hempszajer i wyszedł za mąż). Rozpoczęły się kilkumiesięczne poszukiwania prekusisty. Wreszcie znalezliśmy Miećkę (w sumie znalazła go dla nas Modliszka, nasza znajoma – autorka naszego funklubu) z którym po raz pierwszy spotkaliśmy się na rynku (miasta Wrocławia – bo jeszcze chyba nie pisaliśmy jak dotąd iż pochodzimy z tego przecudnego grodu nad Odrą). Przywitał nas słowami „Cześć, to wy jesteście z Deep Blue???”. Pod koniec 2003 roku na bas przyjęliśmy naszego znajomego Bora (który swego czasu pobierał lekcje gry u samego Brajana Adamsa). W obecnym składzie zagraliśmy kilka koncertów w Polsce. I teraz zamierzamy nagrać nową płytę, jeszcze lepszą od naszego debiutu. (<— tutaj Robson zasugerował delikatnie, że debiut był dobry).

Pod koniec marca 2005 zespół zawiesił działalność. Plany nagrania płyty poszły do lasu. Na początku maja zagraliśmy pożegnalny koncert w Exodusie – klubie z którym byliśmy związani od początku… ale MY TU JESZCZE WRÓCIMY… I to by było na tyle…

W 2006 roku zespół obchodzi 5 lecie swojej działalności i z tej okazji w kwietniu zagra mini trasę w towarzystwie zaprzyjaźnionego Plateau.

We wrześniu 2007 roku w Opalenicy k/Poznania w ciągu miesiąca, pod czujnym okiem Przemka „Perły” Wejmanna, zespół nagrał materiał na drugi album długogrający pt. „Escape from the Landscape”, który ukazał się 1 września 2008 roku (numer 1 na Bilbordzie, podwójna patyna, potrójny axel i poczwórny anal).

Następnie, jak każda kapela która wydaje debiutancki album, zamiast ruszyć w trasę koncertową, zespół pogrążył się w swoim ulubionym zajęciu, czyli – niegraniunicanic. Tym samym strzeliwszy sobie samobója i zniknąwszy totalnie ze świadomości szanownych słuchaczy, po niemalże 3 latach nieobecności, band postanowił pobrzdąkać jeszcze raz, coby dociągnąć do 10 urodzin ;) I tym samym w roku 2011 powracamy, żeby pokazać jak bardzo przytyliśmy, posiwieliśmy i zidiocieliśmy (oczywiście że można bardziej!!!). Aha – no i wracamy żeby pogonić te 500 sztuk płyt, co to zalegają w Rockers’owych magazynach i wkurwiają Don Melona (nasz Szanowny Wydawca, ale ciiii!…). Na jesieni pogramy kilka zacnych sztuk, w kilku zacnych klubach, w kilku zacnych miastach. Za bębenkami zasiadł właśnie wielki chłop o groźnie brzmiącej ksywie – Wujek (no samo zło po prostu!), na co dzień udzielający się w Hurcie, Śwince Halince, Wodzie Ski Bla i 100 innych kapelach (cyborg siakiś… a dla mniej rozgarniętych – jebnięty!). 

Skład:

Załęs - voc. git.
Robson - git.
Boro - bas. voc.
Wujek - bębny
Jaro - dźwięk  


 

Dyskografia: 

Escape From The Landscape (2008 Lou&Rocked Boys)

Zobacz pozostałe zespoły

Newsletter

Chcesz wiedzieć co się u nas dzieje? zostaw swój email:

progres